czwartek, 26 sierpnia 2010

Góry Złote - Kowadło - 989m

Listopad 2004. Pierwszy jesienno-zimowy trip. Tzn. z założenia miał być jesienny, ale po prostu spadł śnieg. Pobudka ok. 4.40. Szybkie pakowanie. Tramwaj, pociąg, już standardowo. Kłodzko, na początek trochę zwiedzania miasta, ale mało czasu. Na szlak na Wschód.
Pogoda typowo późno-jesienna, szaro&ponuro, za to przy odpowiednim tempie wędrówki, odpowiednia temperatura i wilgotność do szybkiego przemieszczania się. Po południu spadł pierwszy śnieg, bardzo źle wróżący. Nie mieliśmy zaplanowanego noclegu. W pamięci jedynie doświadczenia, że zawsze się wszystko udawało. W dodatku bardzo ciekawe widoki, ruiny zamków, które kazały się przy nich zatrzymywać. Wychodziły nam ciekawe zdjęcia. Do granicy z Czechami dotarliśmy z opóźnieniem. Męczące acz urokliwe w zastanych warunkach wejście na Czartowiec (zdjęcia obok). Potem już wejście na Kowadło w całkowitych ciemnościach. Mieliśmy oczywiście ze sobą czołówki, które nieźle się sprawowały zwłaszcza dzięki pomocy dobrze odbijającemu światło śniegowi, ale zejście jakby na oślep, byle w dół do jakiejś drogi tak, żeby wypatrzeć jakieś światła i znaleźć obojętnie jaki nocleg. Ubrania przemoczone łącznie z butami, a miało być jesiennie. W końcu udało się znaleźć nocleg w okolicach leśniczówki w Bielicach. Dostaliśmy po ok. 6-7 koców ale i tak było mroźno i ledwo dało się spać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz