czwartek, 26 sierpnia 2010

Bieszczady - Tarnica - 1346m

Sierpień 2004. Z Bieszczadami jest ten problem, że dla większości są daleko. I nie są takie dzikie i odludne jak kiedyś mawiano. Jednak nie warto się tam wybierać jedynie po to, żeby zaliczyć Tarnicę. 14h tłuczenia się pociągami (3 albo 4 przesiadki) a to dopiero początek. Znowu chodziło o to, żeby było jak najtaniej. Mieliśmy ze sobą 1,5l spirytusu (nie ma to jak zabierać alkohol na Wschód), w sumie więcej niż wody. Ale po pierwszym etapie tripu wioska Komańcza - baza studencka Rabe część z tego posłużyła za zapłatę za nocleg, który się przedłużył o jeden dzień. Górski klimat jednak sprzyja szybszemu trzeźwieniu, stąd też obsuwa wyniosła tylko jeden dzień. Niestety nie pamiętam drugiego dnia, a po trzecim dotarliśmy do Cisnej, gdzie wyspaliśmy się tanio w jakiejś szkole. Część ekipy nie wytrzymała trudów podróży i zdecydowała się wracać. Reszta (3 osoby) dotarła do kwintesencji Bieszczad - Połonin Wetlińskiej i Caryńskiej - widok niby standardowy, ale fakt że jest to jednak skraj Polski każe je dobrze zapamiętać na wiele lat nawet mimo braku zdjęć. Na Tarnicę dotarło już tylko dwóch. Jeden z nas uległ zatruciu pokarmowemu i po odprowadzeniu na pogotowie spotkaliśmy się dopiero dnia następnego - dnia powrotu po 6 dniach przygód.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz