czwartek, 26 sierpnia 2010

Beskid Niski - Lackowa - 997m

Luty 2007. Są tacy, którzy twierdzą, że to góry Beskidu Niskiego pełnią dziś taką funkcję jak niegdyś Bieszczady. Mnoga ilość mało uczęszczanych i słabo zagospodarowanych szlaków. Są daleko zarówno od Bieszczad jak i Beskidu Sądeckiego. Niełatwo się tam dostać z Wrocławia, zwłaszcza zimą. Jeśli już to pociągiem do Krynicy. Tym razem nawet nie starałem się o współtowarzyszy - poza tym czułem się górsko samowystarczalny. Rejon z grubsza znałem. Znowu zabrałem narty i kijki.
Utrudniłem sobie nieco zabawę zaczynając z okolic Piwnicznej, w założeniu miało to być zachowanie ciągłości w górach od zachodu na wschód z przerwą jedynie na Bieszczady i Góry Świętokrzyskie, które są dość odosobnione. Zadanie okazało się jednak trudniejsze. Narty nadal się nie sprawdzały. Na namiot się nie nastawiałem, za dużo balastu, trzeba było tylko dotrzeć do schroniska. Ale nie wytrzymałem, nie dotarłem. Ok. godziny 22 natrafiłem na wiatę, w której postanowiłem przeczekać mroźną noc. Próbowałem spać, ale było tak zimno, że ledwie było to możliwe. Po ok. 4 godzinach "snu" stwierdziłem, że lepiej się poruszać niż marznąć. Ok. trzeciej w nocy wyszedłem na zewnątrz. O dziwo nie było zupełnie ciemno. Jednym z ciekawszych doznań górskich był dla mnie widok rozświetlonej we mgle łuny nad którąś z pobliskich miejscowości. Zorza polarna to to nie była, ale doznanie i tak trudne do powtórzenia. Oczywiście żadne zdjęcie nie miało prawa dobrze wyjść w tych warunkach niestety. Rano doszedłem do Krynicy. Wreszcie przydały się narty na ok. 3km-owy zjazd, ale zmarznięte nogi jeszcze bardziej się przy tym zmęczyły. Z Krynicy dwa busy jak najbliżej Lackowej - do Mochnaczki Niżnej. I wyścig z czasem. Lackowa zimą jest naprawdę trudna, miejscami stromizna była prawie nie do pokonania, ale pomagały kijki. Po dotarciu na szczyt zrobiło się słonecznie. Trochę to pomogło. W drodze powrotnej (miejscami było to raczej ześlizgiwanie się po stromiźnie), odczułem jeszcze przemoczone buty od środka, na zewnątrz natomiast skorupy lodowe. Na płaskim udało się przyspieszyć i pozostało tylko czekać czy ostatni PKS przyjedzie czy sobie odpuści... przyjechał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz