czwartek, 26 sierpnia 2010

Gorce - Turbacz - 1310m

(Czerwiec 2006). Nazajutrz od rana bardzo słonecznie. Dlatego warto było się spieszyć i pokonać jak najwięcej kilometrów, gdy jeszcze nie było tak gorąco. Upału nie dało się jednak ominąć. Oprócz dużej ilości płazów i gadów (w tym zdarzały się żmije) na szlaku oraz problemów z jego odnalezieniem miejscami, pojawił się problem bólu barków i ramion spowodowany upałem, obcieraniem plecaka w tych okolicach. Z potem wydzielała się duża ilość soli, która wdzierała się w poobcierane barki. Jak sobie przypomnę, to jeszcze dziś czuję charakterystyczne szczypanie.
Po prawej widok zasolonej koszulki, brrr. Co do samego dnia wyprawy, to więcej problemów w zasadzie nie było. Widoki były momentami niesamowite, z niektórych szczytów widać było Tatry, a podejścia nie były strome. Na Turbaczu często zjawiają się rowerzyści, choć jak na rower, jest dosyć wysoko. Problemem był też fakt, że przez ok. 24km marszu nie było żadnej nawet najmniejszej wioski, w której można by uzupełnić zapas wody (lub/i kolorowych napojów lekko słodkich albo izotonicznych) i jedzenia. Ale dotoczyłem się jakoś do trasy Nowy Targ - Szczawnica i rozbiłem obóz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz